niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 1 {Jest źle, ale zawsze może być gorzej}



"Żyjemy tak jak śnimy - samotnie" - Joseph Conrad

- Jeszcze raz! Musisz wykonać to perfekcyjnie! - Głos jednej z najlepszych rosyjskich baletnic odbija się echem od pustych, zimnych ścian sali, w której ćwiczę. - Dość! Wystarczy! Nie mogę na to patrzeć! Jesteś beztalenciem.

Krzyknęła w moją stronę i opuściła pomieszczenie. Przez dłuższą chwilę patrzę w drewniane drzwi, przez które wyszła, starając się nie rozpłakać. Nie mogę pokazać po sobie, że przejęłam się jej oceną. Baletnica swoje emocje powinna pokazywać tylko i wyłącznie podczas tańca na scenie. Inaczej może zostać uznana za słabą zarówno fizycznie jak i psychicznie, a co za tym idzie, za osobę, którą należy jak najszybciej zniszczyć. Dlatego podchodzę do lustra i zaczynam powtarzać cały układ. Kolejny raz.  

Za każdym razem, kiedy myślę, że się uda, że wykonać go perfekcyjnie, przewracam się i nabijam  kolejne siniaki. Nie poddaje się. Nigdy. Nie mogę tego zrobić. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś był ode mnie lepszy. Nie mogę pozwolić, żeby mnie zniszczyli. Z trudem podnoszę się z zimnej posadzki i powtarzam wszystkie kroki. Ku mojemu zadowoleniu i uldze, wykonuję układ perfekcyjnie.

Wykończona kładę się na podłogę i zerkam na zegarek. Dwadzieścia minut po północy.  Ćwiczyłam cztery godziny dłużej niż wczoraj. Pakuje  swoje rzeczy, szykując się do wyjścia z nieprzyjemnym  wrażeniem, że ktoś mnie obserwuję. Niezadowolona z tego uczucia, wręcz wypadam z sali i zmierzam z tym uczuciem w stronę mieszkania, które wynajmuję ze swoją przyjaciółką. Z moją jedyną przyjaciółką.

***

Mieszkanie, które wynajmujemy razem z Kat znajduje się w jeden ze starych  kamienic na Brooklynie. Czerwona cegła, duże okna, tak znane wszystkim schody oraz drzewka, wszystkie tej samej wielkości, to właśnie krajobraz miejsca mojej dzielnicy. Właśnie za nią kocham Nowy Jork. Bez niej byłby on tylko jednym z wielu miast, w którym wybudowano drapacze chmur. 
Zdając sobie sprawę z później godziny, po cichu wchodzę do mieszkania zamykają za sobą drzwi. Na palcach zmierzam w stronę swojego pokoju, starając się nie obudzić Kat. Kiedy moja ręka dotyka klamki, wpadam do pokoju i wykończona opadam na łóżko. Przez chwilę leżę wpatrując się w biały, równy sufit. Z wysiłkiem przekręcam się na brzuch i sięgam po zdjęcie, które stoi na szafce nocnej. Przedstawiała mnie i moich rodziców pod czas ostatnich wspólnie spędzonych świąt. Od tego czasu minęło pięć lat. Tak, zgada się, nie widziałam rodziców pięć lat. Tylko jedno pytanie, dlaczego? No cóż, odpowiedź jest prosta - oczywiście jak dla mnie. Mój ojciec miał romans z moją ówczesną najlepszą przyjaciółką, Amandą. Kiedy moja matka się o tym dowiedziała, była godowa odejść, ale w ostatniej chwili, zmieniła zdanie i została. Nie mogłam tego znieść, więc rzuciłam prawo - wymarzone studia moich rodziców.  Spakowałam walizki, kupiłam bilety na samolot i wyruszyłam do Nowego Jorku, który jest zupełnie inny niż Chicago. Byłam całkiem sama w obcym mieście, nie miałam mieszkania, pracy po prostu nie miałam życia. Musiałam zacząć wszystko od początku i to zdecydowanie było najlepszą rzeczą jak mogą mi się przytrafić.

Któregoś dnia, kiedy poznałam okolicę, w której wynajmowałam obskurny pokój hotelowy, postanowiłam wyjść do pobliskiego baru, zapytać czy nie szukają kelnerki. Kiedy czekałam na właściciela, podeszła do mnie dziewczyna. Zaczęła rozmowę jakby znała mnie od zawsze. Wymieniłyśmy się numerami i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Od tego momentu wszystko zaczęło się układać. Dostałam pracę, znalazłam mieszkanie, a po kilku miesiącach zaczęłam studiować to samo, co Kat - sztukę. W wolnych chwilach robiłam rzeźby na sprzedaż. Później zamieszkałyśmy razem i stałyśmy się dla siebie jak siostry. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła gdyby jej nie było. Jeśli chodzi o balet, traktuje go, jako pracę dorywczą. Jeśli uda mi się wygrać casting, to gram w przedstawieniach wystawianych w teatrach w całym Nowym Jorku.

Wykończona długim dniem, zamykam oczy i od razu zasypiam.

                                                                            ***

Budzą mnie słowa piosenki zespołu U2, ulubionej grupy Kat. Obolała po wczorajszych ćwiczeniach, wstaję z łóżka. Kiedy przechodzę obok dużego lustra, zauważam, pod moimi oczami duże sińce oraz bladą twarz. Ubrania, które kilka dni temu były na mnie dobre, teraz są za szerokie. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje, ale na pewno nie jest to nic dobrego. 

Wychodzę z łazienki, cicho zamykając za sobą drzwi. Spoglądam w stronę kuchni i widzę moją współlokatorkę, która tańczy w rytm muzyki i smaży jajecznice. Z uśmiechem na ustach wchodzę do kuchni i nalewam sobie kawy, po czym siadam na stołku barowym. Już wiem, że jest w bardzo dobrym nastroju, co zdarza się u niej coraz częściej. Kat choruję za depresję i kilka tygodniu temu osiągnęła stan krytyczny. Teraz z każdym dniem jest lepiej, a mi zostało tylko czekać aż w pełni wróci ta Kathrin, którą poznałam pięć lat temu.

- Dzień dobry Ali - Kat przywitała się ze mną śpiewnie i ściszyła muzykę.

- Witam Kat - odpowiedziałam jej równie śpiewnie, kiedy stawiała przede mną talerz z jajecznicą, a sama siadała na krześle obok. - Dobrze wyglądasz.
- Za to twój wygląd odbiega od definicji piękna. - Niezrównana Kat. Zawsze mówi to, co myśli i nigdy nie przejmuję się konsekwencjami wypowiadanych słów.
- Jakie plany na dziś? - Pytam zmieniając temat.
Wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy.
- Jest sobota. Twoje przedstawienie zaczyna się o ósmej. - Przerwała na chwilę, przeżuwając kawałek tostu. - Więc idziemy na zakupy.
Z uśmiechem kiwam głową i również zabieram się za jedzenie.

***

- Musisz to przymierzyć - pokazuje Kat złotą sukienkę - Będziesz wyglądać w niej bosko!
- A w czym mam pójść na twój występ? Ta kreacja nie pasuje raczej do teatru.
Patrzę na nią jak na wariatkę.
- Na pewno coś znajdziesz. Masz szafę pełną ubrań. - Rzucam w jej stronę sukienkę. - Przymierz!

Kat wchodzi do przymierzalni, a ja podchodzę do okna. Ludzie poczuli nadchodzące lato. Kobiety ubrane są w krótkie, letnie sukienki, a w dłoniach niosą torby z ubraniami najlepszych projektantów. Mężczyźni postanowili pozbyć się bluz czy - jak w przypadku biznesmenów - marynarek. W Central Park ludzie spotykają się ze znajomymi, spędzają miłe popołudnia na miękkiej zielonej trawie, jeżdżą na rowerach, biegają, albo czytając. Gdy przychodzi lato, zawsze mam wrażenie, że życie zaczyna się od nowa.

Kiedy patrzy się na to wszystko, życie wydaje się o wiele łatwiejsze. Nie ma w nim problemów, przykrości, rzeczy, o których chcielibyśmy zapomnieć. Jest jedynie łatwe i przyjemne życie. Takie wymarzone, które nigdy nie będzie prawdziwe.

- I jak? - Z zamyślenia wyrywa mnie uradowany głos Kat. Obracam się w jej stronę i mierzę ją wzrokiem od stóp do głowy. Złoty kolor sukienki idealnie podkreśla jej karnację oraz brązowe oczy i długie czekoladowe włosy. Długość i krój nie mogą być lepsze, perfekcyjnie podkreślają jej długie, zgrabne nogi i talię. Dzięki temu, że sukienka nie ma rękawów dwa tatuaże szatynki są odsłonięte. Jeden to krótki tekst w języku arabskim na prawym ramieniu. Drugi, znajduję się na lewym nadgarstku, w tym samym miejscu, co mój, a przedstawia znak nie skończoności. 
- Kat wyglądasz cudownie - uśmiecham się do niej i podchodzę do półki z butami. - Musisz ją kupić.
Dziewczyna pokiwała zgodnie głową i obróciła się w koło własnej osi, przyglądając się sobie w lustrze.
- Ali? - Podnoszę na nią pytający wzrok. Cały czas stoi przed lustrem, ale teraz patrzy mi się prosto w oczy. - Jak tam sprawy z Tomem?
Na to pytanie cała się spinam. Cholera...Czemu ona drąży ten temat?
- Em...No wiesz. Od tamtego zdarzenia kontakt tak jakby się nam urwał - mówię cicho i przeczesuje włosy ręką.
- No, a jak się czujesz po tym wszystkim?
Cholera...Dziewczyno, co cię dzisiaj naszło na śledztwo?
- Dobrze, dziękuje, że pytasz. - Może teraz da mi spokój. Kątem oka widzę, że chce o coś zapytać, łapię pierwszą lepszą sukienkę i zmierzam w stronę przymierzani. - Ta mi się spodobała. Zaraz wracam.

To jedyne słowa, które rzucam Kat, a kiedy tylko znajduję się za zamkniętymi drzwiami przy mierzalni osuwam się na podłogę i patrzę na siebie w lustrze. Widzę bladą, chudą szatynkę z dużymi, niebieskimi oczami teraz zapełnionym łzami. Życie jest jak bagaż, którego nie dam rady ciągnąć. Jest zdecydowanie za ciężkie, jak dla mnie. Już się o tym przekonałam. No, ale co mogę poradzić? Teraz jest źle, ale zawsze może być gorzej. Teraz muszę być silna. Muszę pokonać przeszkody postawione mi przez życie i wiem, że uda mi się to. Musi się udać. Pierwsze co muszę zrobić to zakończyć sprawy z Tomem.

Powoli wstaję z podłogi i dokładnie oglądam sukienkę, która wzięłam. Wcale nie jest taka zła. Szybko ją przymierzam i niepewnie wychodzę z przymierzalni.
Julia K.

środa, 1 kwietnia 2015

Prolog


"Ceń ludzi, którzy szukają prawdy, a strzeż się tych, którzy ją znajdują."
 
    Od kiedy byłam dzieckiem, rodzice powtarzali mi, że muszę być najlepsza. We wszystkim. Zawsze. Zdaję sobie sprawę, że chcieli dla mnie jak najlepiej. Rozumiem to. Jeśli mam być szczerze, na samym początku się cieszyłam.
 Dopiero później, dużo później zobaczyłam jak bardzo mnie skrzywdzili. Swoje sukcesy przedkładam ponad przyjaciół, chłopaka. Zawsze znalazł się ktoś winny mojej porażki, jednak nigdy nie byłam to ja.
Pewna sytuacja otworzyła mi oczy na rzeczy, na które nie zwracałam, albo nie chciałam zwracać  uwagi. Postanowiłam się odciąć do rodziców, ich pieniędzy, zasad i poglądów, które mi narzucali.
Wyjechałam do miasta, w którym byłam raz w życiu. Nie znałam tam nikogo, nie miałam przy sobie prawie nic, a jednak osiągnęłam wszystko.

Od autorki:
Witam na blogu. Długo zastanawiałam się nad jego zalożeniem, ale
mam nadzieję, że podjełam dobrą decyzję. 
Jak podoba się prolog?
Pozdrawiam Julia K.