"Żyjemy tak jak śnimy - samotnie" - Joseph Conrad
- Jeszcze raz! Musisz wykonać to
perfekcyjnie! - Głos jednej z najlepszych rosyjskich baletnic odbija się echem
od pustych, zimnych ścian sali, w której ćwiczę. - Dość! Wystarczy! Nie mogę na
to patrzeć! Jesteś beztalenciem.
Krzyknęła w moją stronę i opuściła
pomieszczenie. Przez dłuższą chwilę patrzę w drewniane drzwi, przez które
wyszła, starając się nie rozpłakać. Nie mogę pokazać po sobie, że przejęłam się
jej oceną. Baletnica swoje emocje powinna pokazywać tylko i wyłącznie podczas
tańca na scenie. Inaczej może zostać uznana za słabą zarówno fizycznie jak i
psychicznie, a co za tym idzie, za osobę, którą należy jak najszybciej
zniszczyć. Dlatego podchodzę do lustra i zaczynam powtarzać cały układ. Kolejny
raz.
Za każdym razem, kiedy myślę, że się uda,
że wykonać go perfekcyjnie, przewracam się i nabijam kolejne siniaki. Nie
poddaje się. Nigdy. Nie mogę tego zrobić. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś był ode
mnie lepszy. Nie mogę pozwolić, żeby mnie zniszczyli. Z trudem podnoszę się z
zimnej posadzki i powtarzam wszystkie kroki. Ku mojemu zadowoleniu i uldze,
wykonuję układ perfekcyjnie.
Wykończona kładę się na podłogę i zerkam
na zegarek. Dwadzieścia minut po północy. Ćwiczyłam cztery godziny dłużej
niż wczoraj. Pakuje swoje rzeczy, szykując się do wyjścia z nieprzyjemnym
wrażeniem, że ktoś mnie obserwuję. Niezadowolona z tego uczucia, wręcz
wypadam z sali i zmierzam z tym uczuciem w stronę mieszkania, które wynajmuję
ze swoją przyjaciółką. Z moją jedyną przyjaciółką.
***
Mieszkanie, które wynajmujemy razem z Kat
znajduje się w jeden ze starych kamienic na Brooklynie. Czerwona cegła,
duże okna, tak znane wszystkim schody oraz drzewka, wszystkie tej samej
wielkości, to właśnie krajobraz miejsca mojej dzielnicy. Właśnie za nią kocham
Nowy Jork. Bez niej byłby on tylko jednym z wielu miast, w którym wybudowano
drapacze chmur.
Zdając sobie sprawę z później godziny, po
cichu wchodzę do mieszkania zamykają za sobą drzwi. Na palcach zmierzam w
stronę swojego pokoju, starając się nie obudzić Kat. Kiedy moja ręka dotyka
klamki, wpadam do pokoju i wykończona opadam na łóżko. Przez chwilę leżę
wpatrując się w biały, równy sufit. Z wysiłkiem przekręcam się na brzuch i
sięgam po zdjęcie, które stoi na szafce nocnej. Przedstawiała mnie i moich
rodziców pod czas ostatnich wspólnie spędzonych świąt. Od tego czasu minęło
pięć lat. Tak, zgada się, nie widziałam rodziców pięć lat. Tylko jedno pytanie,
dlaczego? No cóż, odpowiedź jest prosta - oczywiście jak dla mnie. Mój ojciec
miał romans z moją ówczesną najlepszą przyjaciółką, Amandą. Kiedy moja matka
się o tym dowiedziała, była godowa odejść, ale w ostatniej chwili, zmieniła
zdanie i została. Nie mogłam tego znieść, więc rzuciłam prawo - wymarzone
studia moich rodziców. Spakowałam walizki, kupiłam bilety na samolot i
wyruszyłam do Nowego Jorku, który jest zupełnie inny niż Chicago. Byłam całkiem
sama w obcym mieście, nie miałam mieszkania, pracy po prostu nie miałam życia.
Musiałam zacząć wszystko od początku i to zdecydowanie było najlepszą rzeczą
jak mogą mi się przytrafić.
Któregoś dnia, kiedy poznałam okolicę, w
której wynajmowałam obskurny pokój hotelowy, postanowiłam wyjść do pobliskiego
baru, zapytać czy nie szukają kelnerki. Kiedy czekałam na właściciela, podeszła
do mnie dziewczyna. Zaczęła rozmowę jakby znała mnie od zawsze. Wymieniłyśmy
się numerami i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Od tego momentu wszystko zaczęło
się układać. Dostałam pracę, znalazłam mieszkanie, a po kilku miesiącach
zaczęłam studiować to samo, co Kat - sztukę. W wolnych chwilach robiłam rzeźby
na sprzedaż. Później zamieszkałyśmy razem i stałyśmy się dla siebie jak
siostry. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła gdyby jej nie było. Jeśli chodzi o
balet, traktuje go, jako pracę dorywczą. Jeśli uda mi się wygrać casting, to
gram w przedstawieniach wystawianych w teatrach w całym Nowym Jorku.
Wykończona długim dniem, zamykam oczy i od
razu zasypiam.
***
Budzą mnie słowa piosenki zespołu U2,
ulubionej grupy Kat. Obolała po wczorajszych ćwiczeniach, wstaję z łóżka. Kiedy
przechodzę obok dużego lustra, zauważam, pod moimi oczami duże sińce oraz bladą
twarz. Ubrania, które kilka dni temu były na mnie dobre, teraz są za szerokie.
Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje, ale na pewno nie jest to nic
dobrego.
Wychodzę z łazienki, cicho zamykając za
sobą drzwi. Spoglądam w stronę kuchni i widzę moją współlokatorkę, która tańczy
w rytm muzyki i smaży jajecznice. Z uśmiechem na ustach wchodzę do kuchni i
nalewam sobie kawy, po czym siadam na stołku barowym. Już wiem, że jest w
bardzo dobrym nastroju, co zdarza się u niej coraz częściej. Kat choruję za
depresję i kilka tygodniu temu osiągnęła stan krytyczny. Teraz z każdym dniem
jest lepiej, a mi zostało tylko czekać aż w pełni wróci ta Kathrin, którą
poznałam pięć lat temu.
- Dzień dobry Ali - Kat przywitała się ze
mną śpiewnie i ściszyła muzykę.
- Witam Kat - odpowiedziałam jej równie
śpiewnie, kiedy stawiała przede mną talerz z jajecznicą, a sama siadała na
krześle obok. - Dobrze wyglądasz.
- Za to twój wygląd odbiega od definicji
piękna. - Niezrównana Kat. Zawsze mówi to, co myśli i nigdy nie przejmuję się
konsekwencjami wypowiadanych słów.
- Jakie plany na dziś? - Pytam zmieniając
temat.
Wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy.
- Jest sobota. Twoje przedstawienie
zaczyna się o ósmej. - Przerwała na chwilę, przeżuwając kawałek tostu. - Więc
idziemy na zakupy.
Z uśmiechem kiwam głową i również zabieram
się za jedzenie.
***
- Musisz to przymierzyć - pokazuje Kat
złotą sukienkę - Będziesz wyglądać w niej bosko!
- A w czym mam pójść na twój występ? Ta
kreacja nie pasuje raczej do teatru.
Patrzę na nią jak na wariatkę.
- Na pewno coś znajdziesz. Masz szafę
pełną ubrań. - Rzucam w jej stronę sukienkę. - Przymierz!
Kat wchodzi do przymierzalni, a ja
podchodzę do okna. Ludzie poczuli nadchodzące lato. Kobiety ubrane są w
krótkie, letnie sukienki, a w dłoniach niosą torby z ubraniami najlepszych
projektantów. Mężczyźni postanowili pozbyć się bluz czy - jak w przypadku
biznesmenów - marynarek. W Central Park ludzie spotykają się ze znajomymi,
spędzają miłe popołudnia na miękkiej zielonej trawie, jeżdżą na rowerach,
biegają, albo czytając. Gdy przychodzi lato, zawsze mam wrażenie, że życie
zaczyna się od nowa.
Kiedy patrzy się na to wszystko, życie
wydaje się o wiele łatwiejsze. Nie ma w nim problemów, przykrości, rzeczy, o
których chcielibyśmy zapomnieć. Jest jedynie łatwe i przyjemne życie. Takie
wymarzone, które nigdy nie będzie prawdziwe.
- I jak? - Z zamyślenia wyrywa mnie
uradowany głos Kat. Obracam się w jej stronę i mierzę ją wzrokiem od stóp do
głowy. Złoty kolor sukienki idealnie podkreśla jej karnację oraz brązowe oczy i
długie czekoladowe włosy. Długość i krój nie mogą być lepsze, perfekcyjnie
podkreślają jej długie, zgrabne nogi i talię. Dzięki temu, że sukienka nie ma
rękawów dwa tatuaże szatynki są odsłonięte. Jeden to krótki tekst w języku
arabskim na prawym ramieniu. Drugi, znajduję się na lewym nadgarstku, w tym
samym miejscu, co mój, a przedstawia znak nie skończoności.
- Kat wyglądasz cudownie - uśmiecham się
do niej i podchodzę do półki z butami. - Musisz ją kupić.
Dziewczyna pokiwała zgodnie głową i
obróciła się w koło własnej osi, przyglądając się sobie w lustrze.
- Ali? - Podnoszę na nią pytający wzrok.
Cały czas stoi przed lustrem, ale teraz patrzy mi się prosto w oczy. - Jak tam
sprawy z Tomem?
Na to pytanie cała się spinam.
Cholera...Czemu ona drąży ten temat?
- Em...No wiesz. Od tamtego zdarzenia
kontakt tak jakby się nam urwał - mówię cicho i przeczesuje włosy ręką.
- No, a jak się czujesz po tym wszystkim?
Cholera...Dziewczyno, co cię dzisiaj
naszło na śledztwo?
- Dobrze, dziękuje, że pytasz. - Może
teraz da mi spokój. Kątem oka widzę, że chce o coś zapytać, łapię pierwszą
lepszą sukienkę i zmierzam w stronę przymierzani. - Ta mi się spodobała. Zaraz
wracam.
To jedyne słowa, które rzucam Kat, a kiedy
tylko znajduję się za zamkniętymi drzwiami przy mierzalni osuwam się na podłogę
i patrzę na siebie w lustrze. Widzę bladą, chudą szatynkę z dużymi, niebieskimi
oczami teraz zapełnionym łzami. Życie jest jak bagaż, którego nie dam rady
ciągnąć. Jest zdecydowanie za ciężkie, jak dla mnie. Już się o tym przekonałam.
No, ale co mogę poradzić? Teraz jest źle, ale zawsze może być gorzej. Teraz
muszę być silna. Muszę pokonać przeszkody postawione mi przez życie i wiem, że
uda mi się to. Musi się udać. Pierwsze co muszę zrobić to zakończyć sprawy z
Tomem.
Powoli wstaję z podłogi i dokładnie
oglądam sukienkę, która wzięłam. Wcale nie jest taka zła. Szybko ją przymierzam
i niepewnie wychodzę z przymierzalni.
Julia K.
Hejka!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój styl pisania :) Nie mam nic do zarzucenia pod względem stylistycznym czy ortograficznym ;)
Historia zapowiada się interesująco, szczególnie, że opowiada o baletnicy (a ja kocham balet), więc od razu przypadło mi do gustu! Życzę weny oraz zabieram do czytania kolejnych rozdziałów :D
Pozdrawiam
http://upadekstorybyphoebe.blogspot.com/
Po przeczytaniu pierwszego rozdziału, a konkretnie kilku zdań, zastanawiałem się, gdzie to i w jakich czasach rodzice dają dziewczynie mieszkanie po świetnie zdanej maturze? Czy to jest naprawdę tak często spotykane w życiu, że w co drugim opowiadaniu na jakie trafiam jest taki motyw wymieniony? Szczerze, w życiu realnym spotkałem się tylko z jednym takim przypadkiem, a to tylko dlatego, że babcia zmarłą i i tak kawalerka stała pusta. Dwie pary też dostały mieszkania na ślub, ale... o takim galimatiasie jak dać po ukończeniu ogólniaka gówniarze full wypas chatę, jeszcze w najbogatszej dzielnicy, to w życiu realnym nigdy nie usłyszałem, a jestem zdania, że opowiadanie jednak w pewien sposób powinno być realne.
OdpowiedzUsuńTy stworzyłaś kolejne bohaterki, co nie mają za grosz codziennych problemów. Obie mają szmal, obie poniekąd dzięki rodzicom. Zastanawiam się tylko, czy za występy baletowe amatorów naprawdę tak dużo płacą, a jeśli bohaterka jest sławną osobistością i do amatorki jej daleko, to po co jej praca kelnerki?
Dziewczyna brzydzi się tym co zrobił ojciec i straciła rzekomy szacunek do matki, bo była w stanie taką zniewagę wybaczyć, a mimo tego doi od nich kasę ile wlezie, choć jest już dorosła i przecież tak bardzo chciała się od nich odciąż, usamodzielnić i sama sobie poradzić.
Ciężko mi zrozumieć twoją postać, mam wrażenie, że nie ma w niej dorosłości, a ty sama tworzysz jej lekkie życie, niby usypałaś nieco kolców na drodze, ale po chwili rozłożyłaś przed nią czerwony, hartowany dywan, by jej się stópki nie pokaleczyły, a jestem zdania, że bohater jednak musi się zmagać z jakimś problemem i to innym niż "on mnie znowu nie kocha".
Same naleśniki rzuciły mi się w oczy, gdyż jest to danie, które serwowane jest w 3/4 opowiadań, na które trafiam, zwłaszcza w tych początkowych rozdziałach. Zakupy też bardzo często wrzucane są na sam początek... brakuje mi więc powiewu świeżości, jakieś iskry, która nadawałaby twojemu dziełu oryginalności.
Tak na marginesie to brak akapitów i dialogi są błędnie zapisywane.
Jak będzie dalej, to się jeszcze zobaczy, być może mi się spodoba. Póki co zostawiam link do miejsca, gdzie możesz znaleźć moje opowiadania:
http://dariusz-tychon.blogspot.com/p/moje-blogi_5.html
Pozdrawiam.
To od początku.
UsuńWedług mnie nie ma sensu pisać nie wiadomo jak długiego rozdziału, bo po co? Żeby znudzić czytelników i wyczerpać pomysły już w pierwszym rozdziale?
Po drugie. Akcja opowiadania (jakbyś nie zauważył) rozgrywa się w Nowym Jorku, czyli USA. Niby Europę od Ameryki Północnej oddziela tylko ocena, ale tam jest inna rzeczywistość. Mieszkanie za dobrze napisaną maturę? Dla nich to nie nowość! Dla mnie jest to realne. Skoro piszę opowiadanie rozgrywające się w Stanach Zjednoczonych, to opisuje jak jest tam naprawdę, a nie to jak jest w Polsce. To jest logiczne. Mam rację?
Po trzecie. Nie wszyscy muszą mieć problemy typu: nie mam na prąd, mam masę długów. Czy to naprawdę jest aż tak złe, że rodzice, którzy mają kasy jak lodu, dają sporą część dla swoich dzieci? Wybacz, ale mi to nie przeszkadza. Dodatkowo nie czytasz uważnie. Nie napisałam w żadnym rozdziale, że Ali nadal pracuję, jako kelnerka. A może się mylę?
Rodzice przelewają jej sporę sumy na jedną jedyną rzecz - lekcję baletu. To z nich zostaje jej sporo kasy. Skoro ojciec chce wysyłać pieniądze - proszę bardzo.
Według mnie (i mojej polonistki) nie należy od pierwszych zdań utrudniać życia bohaterom. Niech problemy przychodzą stopniowo, wraz z rozdziałami. Ja dopiero zaczęłam to opowiadanie.
Czy jest bardziej amerykańskie danie na śniadanie niż naleśniki? Nie, właśnie nie ma. A co do "powiewu świeżości" tego brakuje też w Twoich opowiadaniach jak na mój gust...
Dalsze losy już zostały zamieszczone, więc...
Pozdrawiam.
//Lily S.
Skąd wiesz jak jest w Stanach?
UsuńWyczuwam agresję w twojej odpowiedzi, a nie o to chodziło by się pokłócić. Super, że bronisz swojej twórczości, ale ja nie napisałem, że jest zła czy tragiczna, tylko, że na chwilę obecną jawi się bardzo naiwnie i powiela wątki oraz sytuacje, z którymi się bardzo często w amatorskich opowiadaniach spotykam.
Nie wiem ile wiesz o moich opowiadaniach, bo nie wiem które z nich czytałaś, ale śmiało możesz mi wytknąć w komentarzu czego ci brakowało i gdzie dostrzegłaś, że coś jest tak jak u większości. Ja się o to nie obrażę.
Tak samo z bohaterami nie trzeba się zgadzać, można potępiać ich i ich wybory, a mimo tego lubić opowiadanie. Zalecam złapać dystans :-)
Hejka! Świetny blog, na którego natrafiłam dopiero dzisiaj ;) Historia zapowiada się ciekawie, tak więc z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń